niedziela, 10 marca 2019

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.


Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo oprowadzają po niezbyt funkcjonalnie, ale za to bardzo fotogenicznie urządzonych pokojach hotelowych i im zazdroszczę. Oglądam filmy pt.: “przeprowadziliśmy się”, albo “mój nowy dom” i mimo że wiem, że to wszystko nie do końca jest prawda, to i tak zazdroszczę.

Niedawno rozpadła mi się kuchnia. Długo unikałam tego tematu, jednak przyszedł moment kiedy mój standardowy poziom ignorancji nie wystarczył. Był to moment kiedy obluzowany front, wielokrotnie wciskany z powrotem na miejsce, już więcej nie chciał się trzymać na słowo honoru. W tym samym tygodniu Mąż wynajął nam busa i gablotą, której pozazdrościłaby niejedna ekipa budowlana, przywieźliśmy pachnącą nowością kuchnię, którą na własne życzenie wybierałam na ostatnią chwilę, czyli: w samą porę :) Mąż pieczołowicie skręcał elementy, docinał, podłączał, regulował, kafelkował i nawet zrobił dla mnie 2 dodatkowe kontakty oraz światełko tam gdzie wcześniej ich brakowało. (Dziękuję Kochany Mężu).
Jak to zawsze remont, zabrał jakieś 12 razy więcej czasu niż przewidywaliśmy i kiedy kuchnia w końcu stanęła (stanęła? kuchnia stoi? wisi? leży?) w pełnej krasie i okazałości - a było to wieczorem i dzieci już spały - uzgodniliśmy, że dopóki jest tu taki porządek, należy to uwiecznić. Jako samozwańczy, fotograf rodzinny zabrałam się do obfotografowywania pomieszczenia. Usuwałam elementy, które się nie komponowały, dodawałam inne, doświetlałam, poprawiałam, nakrywałam, polerowałam, chowałam i przestawiałam… i mogłabym tak jeszcze długo, bo doprowadzenie nowopowstałej i ogólnie posprzątanej kuchni do stanu, w którym zdjęcia wyglądały “jak z katalogu”, zajęło mi grubo ponad 3 godziny. To doświadczenie diametralnie zmieniło moje patrzenie fotografii wnętrz. Generalnie zdawałam sobie sprawę z tego, że ustawienie kadru i oświetlenia to jest sztuka. Tą lekcję odrobiłam przy komponowaniu kadrów na potrzeby mojego kanału Youtubowego (który dawno się zakurzył i pokrył pajęczyną).
Wracając do kuchni. Przestrzeń, którą zaaranżowałam tak, żeby była piękna i robiła wrażenie na zdjęciu stała się zupełnie niepraktyczna. Stół zastawiony jak na ekspozycji w Ikei - bezużyteczny, przeładowany. Kwiatki stanęły w takich miejscach gdzie nie przeżyłyby miesiąca. Udrapowane ścierki, absurd. Większość sprzętów potrzebnych na co dzień została schowana albo przestawiona tak, że dzieci na pewno by się tym zajęły po swojemu. Popatrzeliśmy sobie ostatni raz, otwarliśmy wyjęte na potrzeby inscenizacji winko, nalaliśmy sobie do naszych najpiękniejszych kieliszków czekających na wizytę królowej, i w roboczych ciuchach jakoś po 1 w nocy cieszyliśmy się z zakończenia remontu. Następnie posprzątaliśmy ten cały wyidealizowany przepych, żeby zrobić miejsce na życie, które
nigdy nie będzie perfekcyjnie piękne, ale za to jest nasze i najważniejsze.

piątek, 1 marca 2019

WIOSENNE PORZĄDKI w 3 punktach, czyli Rzuć wszystko co ciągnie Cię w dół

Kiedy piszę o pisaniu, czuję się jak kucharz, który przestawia puste garnki z miejsca na miejsce. Zagląda do środka, przeciera dno, przegląda się w nożach i śliną poprawia bujne brwi. 

Przy tych porządkach nie powstanie żadna pyszna potrawa, ale lubię czasem przejrzeć miejsce pracy żeby wiedzieć co gdzie mam. Albo czego gdzie nie mam. Np. w dupie. Czyli konkretnie - na czym mi tak naprawdę zależy. W tym miejscu czuję, że powinnam podkreślić, że zależy mi na pisaniu i tworzeniu grafiki (i ogólnie tworzeniu). Chociaż ostatnie kilka miesięcy dokładnie to robiłam, a nawet pisałam z przeznaczeniem na bloga, to nie miało to tutaj kompletnie żadnego odzwierciedlenia. Nie dotarło. W dodatku strasznie się wyprułam emocjonalnie i energetycznie, i potrzebuję teraz "poprzestawiać trochę moje puste garnki".

1. 

Przede wszystkim zmieniam podejście do posta samego w sobie. Trudno jest śpiewać inaczej niż się śpiewa, ale jeśli człowiek nie idzie do przodu, to świat go wyprzedzi. Rozbudowane teksty wymagają stosunkowo wielu podejść-korekt, na które teraz nie mam czasu. Nie mogę sobie pozwolić na kolejne poprawki i zmienianie wszystkiego ciągle od nowa. Dlatego ma być krócej. Czy to rzeczywiście będzie krok do przodu? Zobaczymy.

2. 

Przez to, że w pracy jestem zaangażowana w nowe sytuacje, czuję się częściej pobudzona do rozkminiania. Moja lista postów do napisania, po prostu eksploduje. A posty muszę pisać na świeżo bo niby skąd mam dzisiaj wiedzieć co ja tam sobie myślałam miesiąc temu? Chcę poruszać tematy, które mnie poruszają, a to odbywa się tylko w czasie teraźniejszym, dlatego uroczyście zrzekam się mozolnego kontrolowania na rzecz chwytania chwili. Czyż to nie obrzydliwie banalne? Widocznie tak musi być.

3.

Pieczołowicie dopracowane grafiki kompletnie nie przekładają się na poczytność. Mam ostatnio słabość do monochromatycznego malarstwa na pograniczu kaligrafii, dlatego przeniosę moje prace w kierunku impresjonistycznego minimalizmu, a może minimalistycznego impresjonizmu? Manifestatstycznego indywidualizmu? Niekoniecznie mi wyjdzie. Awansem nazwijmy to szkicami i pozwólmy być niedoskonałymi. 

Czy są tu odpowiedzi, czy tylko jeszcze więcej pytań? 

Wydaje mi się, że mam kierunek. Już tradycyjnie przy takich podsumowaniach postanawiam działać bardziej zdecydowanie, spontanicznie, skutecznie i nie poprawiać w nieskończoność. 

ps założyłam sobie tweetera, chętnie Cię pofollowuję @MysliJagoda 


Lepsze jest wrogiem dobrego.
Przeciętne ukończone jest lepsze niż wybitne nieskończone. 


piątek, 11 stycznia 2019

Antycel, czyli jak wychowuje się młodzież, żeby móc później narzekać

W życiu człowieka nastaje czas, że musi porzucić młodzieńcze marzenia i swobodny styl życia, na rzecz odpowiedzialnej i rzeczowej kalkulacji, z przewagą wyrzeczeń nad przyjemnościami - nieee... nie mówię o mnie. Dla jednych nadchodzi on wcześniej, dla innych - wcale. 

Często słyszę opinię, że dopiero kiedy zaczyna się utrzymywać swoją rodzinę, człowiek przestaje móc mało zarabiać. Wtedy też przestaje się być konkurencyjnym w porównaniu z młodymi ludźmi, którzy nie muszą za bardzo ani jeść, ani spać, ani nie szanują swojego czasu.
Ponieważ lubię ocierać się o genezę, rozważałam skąd biorą się takie niskobudżetowe jednostki. Czy to rzeczywiście tak jest, że studenciaki chcą, a więc mogą zarabiać poniżej wszelkiej opłacalności nabijając cenne punkty doświadczenia? A może bliższe prawdy jest to, że nie są świadomi wartości swojej pracy, albo nie mają możliwości jej egzekwować, a pracodawcy krwiożerczo to wykorzystują, żeby później narzekać, że młodzi psują rynek i zaniżają cenę usług? 

Wyzysk?

A kto ich przystosował do przetrwania na granicy ubóstwa? Gdyby pracodawca był skłonny płacić takiemu jednemu, czy drugiemu "młodemu" tyle ile rzeczywiście młody wypracował, to młody, świadomy swojej wartości na rynku, poszedłby w świat jako uczciwa konkurencja, albo odwdzięczył się lojalnością i rzetelną pracą, a nie uciekał przed krwiopijcą tuż po uzyskaniu względnej samodzielności. Słyszałam narzekania pewnego pracodawcy który po latach szkolenia kolejnych i kolejnych pracowników, wyraził szczere zdziwienie tym, że nikt nie zostaje u nich dłużej. Nasunęło mi się żeby uświadomić go, że nikt nie zostanie jeżeli się gówno płaci, ale sama nie zagrzałam tam miejsca, więc nie czułam potrzeby ratowania tamtego świata. 

Marzenia!

Strategicznym podejściem byłoby wychowanie sobie wartościowego podwładnego zamiast taniej konkurencji, ale do tego musiałyby zaistnieć czynniki takie jak:
systemowe myślenie o przyszłości, 
szacunek dla ludzi.
Może jestem jeszcze za młoda, naiwna, nie wiem wszystkiego i wierzę w cuda, ale jak będę kiedyś duża, chciałabym o tym dalej pamiętać. 

NIE MAM ŻADNEJ GRAFIKI... OBIECUJĘ JESZCZE NAGRAFIKOWAĆ COŚ DO TEGO POSTA, ŻEBY MÓC BEZCZELNIE WRZUCIĆ TEN POST JESZCZE RAZ NA MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE. AHAHAHAHAHAHAHAAA! 

Czytasz do końca, jesteś super :*

MASZ MI COŚ DO OPOWIEDZENIA, ZAPRASZAM DO KONTAKTU aj_ken_flaj@wp.pl

NA MOIM:

FACEBOOKU: JagodaMysli

INSTAGRAMIE: jagodamysli

PINTEREŚCIE: Jagodowe Myśli 

i zachęcam do udostępniania moich postów

oraz komentowania tutaj, bo komentowane posty mają lepsze pozycjonowanie :P proszę się uwywnętrzniać :D

Piątek pingwina

Z okazji piątku, który w końcu mogę sobie docenić, króciutki remix pt.: Piątek pingwina. Moje dzieci odtworzyły ten kawałek dzisiaj już kilkadziesiąt razy. 



Kiedy "siedzi się w domu" z dziećmi i każdy dzień, jeden za drugim, jest taki sam. Pasjonujący, pełen przygód, wzruszeń i przeróżnych wydarzeń, ale jednak taki sam jak każdy poprzedni. Może trochę inaczej dzieje się w weekend, co jednak owocuje dodatkową dawką zmęczenia. Dzisiaj jako ambitnie pracująca mama muszę przyznać, że w końcu piątek stał się dla mnie małym świętem. Następnym wielkim świętem jest poniedziałek, kiedy zastosowanie ma ten mem:.by Brian Gordon 

totalnie!

Tytuły utworów źródłowych:
1. nie wiem jaki ma tytuł:
2. R3hab x Sofia Carson - Rumors (C-BooL Remix)
3. Cookie Monsta - Ginger Pubes | DUBSTEP 

Czytasz do końca, jesteś super :*

MASZ MI COŚ DO OPOWIEDZENIA, ZAPRASZAM DO KONTAKTU aj_ken_flaj@wp.pl

NA MOIM:

FACEBOOKU: JagodaMysli

INSTAGRAMIE: jagodamysli

PINTEREŚCIE: Jagodowe Myśli 

i zachęcam do udostępniania moich postów

oraz komentowania tutaj, bo komentowane posty mają lepsze pozycjonowanie :P proszę się uwywnętrzniać :D

wtorek, 13 listopada 2018

Jesień k*#&@ jesień, czyli 5 Lekkich Dyscyplin dla poprawy nastroju

Czas na melancholijną opowieść o rodzinie, domu, spadających liściach i ludziach nie dających za wygraną, jak również o kupie i reklamach, czyli tak jak zawsze. Słońce pobłyskując złotem i bursztynem, może nie tyle świeci, co podświetla krajobraz i pogłębiając kontrasty światłocieni podkreśla jego rzeźbę. Wydłużone cienie kładą się ciepłymi barwami na beżowych kłosach łąk głaszcząc do snu zimowego kwiaty i liście. Gasną zielenie. Burgundy, oranże i brązy rozgorzały do granic przyzwoitości. Jednym słowem jesień. Nie wiem po co się aż tak rozpisywałam. 



Powoli rozsiadamy się przed naszymi ukochanymi ekranami coraz bliżej kaloryfera, czy pieca, jeżeli mamy takie szczęście, tudzież wygrzebujemy z szafy grubo tkany kocyk, może z frędzlami, może bez, a najlepiej z mruczącym kotem na samym szczycie tej zmyślnej jesiennej konstrukcji. W takich warunkach łatwo znika czekolada, kakao tudzież inne whisky. (2 razy użyłam "tudzież", no, już 3) Dzięki temu błogiemu bezruchowi bilans kalorii niechybnie wychodzi na plus i zaczyna się równia pochyła aż do samych Świąt. Nie wspominając już o czyhających na nas stanach depresyjnych, chandrach, przesileniach i osłabieniach. Aby zapobiec temu kataklizmowi wychodzę z inicjatywą, której to celem jest rozruszanie organizmu. Jak tego dokonać?

Należy zawczasu zastawić na siebie pułapkę!

Oto kilka propozycji:

1. KARNET NA SIŁOWNIĘ

Chyba każdy ma w zasięgu niezobowiązującej podróży przynajmniej jedną siłkę. Dotarliśmy i rozglądamy się nieśmiało pytając jak się obsługuje ten orbitrek z ekranem dotykowym, szukamy na Instagramie inspirujących zdjęć, zaczyna się nam podobać wyobrażenie o takim stylu życia, więc inwestujemy w karnet i obcisłe portki. Wydaliśmy trochę kasy, mamy w cenie zumbę, salsę, matchę i szafkę, to wszystko na miesiąc lub 3, może na rok. Taki zakupiony karnet zachowuje swoje właściwości motywujące nawet do kilku tygodni, w porywach do wiosny. Dodatkowy czynnik stymulujący w postaci kontaktu z szerokim przekrojem społecznym działa na korzyść naszej zaniedbanej higieny psychicznej. Choć okoliczności usprawiedliwiają zupełnie powierzchowne kontakty interpersonalne, może dochodzić do poważnych rozważań ocierających się o dysputy, w ekstremalnych sytuacjach mających znamiona poszerzania horyzontów. Wiadomo, większość ludzi przychodzi na siłkę popatrzeć na tyłki, co jakby nie było również nosi znamiona pewnej aktywizacji, czyli: liczy się. Aha, tak, zapomniałam - dzięki ćwiczeniom zmienia się sylwetka, ale to taki bonus przy okazji.

2. ZWIERZE ZEWNĘTRZNE 

to takie, które ma zwyczaj, wymagający od właścicieli ruszenia się z domu niezależnie od warunków atmosferycznych: sranie na dywan, piszczenie pod drzwiami, sranie na dywan, albo w przypadku alergików nietolerujących dywanów, sranie gdziekolwiek. Należy pamiętać, że nabycie zwierzęcia to deklaracja. Raz powzięta decyzja ma długotrwałe skutki, owocuje w silne więzi, zacieśnienie kontaktów z obsługą punktu prania dywanów, daje tzw dorosłym sposobność do zaszczepiania w pociechach poczucia odpowiedzialności za mniejszych. Przemyca w nasz grafik aktywność fizyczną na zewnętrznym powietrzu. Prawdziwa pułapka.

3. REMONT 

ma swój proces technologiczny niedający się przerwać ani zawrócić. Staje się dzięki temu idealny do naszych celów. Zawiera w sobie czynniki rozwoju tężyzny fizycznej, aktywizacji intelektualnej, mobilizuje kreatywność, generuje potrzebę kontaktu ze źródłem zaopatrzenia w materiały budowlane. Angażuje środki finansowe, ale daje poczucie inwestycji. W związku z nasilonymi opadami i obniżoną temperaturą, w okresie zimowym następuje stagnacja w budownictwie pod gołym niebem, co daje możliwość zaangażowania siły roboczej w niekończący się proces przeróbek wnętrzarskich. Zamknięty w potrzasku swego domu człowiek odkrywa porzucone listwy przypodłogowe, o które rodzina potyka się od lat (i nie trzeba co pół roku przypominać), obrazy leżące gdzieniegdzie oczekujące na swoje 5 minut.
Tu szczególną uwagę warto zwrócić na pochwały i zachwyty wyrażane wobec wykonawców - działają jak twarda waluta. Ukończone zadanie daje poczucie dobrze wykonanej roboty, ulgi i dumy, ale nic nie zastąpi kilku słów aprobaty ukochanej osoby.

4. DODATKOWA PRACA 

znajduje nas sama kiedy tego chcemy. W okolicy mojej wioski ludzie zadziwiająco często poza pracą zarobkową mają dodatkowe zajęcie, np na pół etatu. Często ta druga praca, totalnie poniżej kwalifikacji, jest podejmowana w związku z założonym celem - postawić garaż, remont poddasza, nowa maszyna itp. Ponadto posiadają coś w rodzaju hobby - serowarstwo, programowanie, pasieka, tłumaczenia, ślusarstwo, wiązanki świąteczne, plecenie warkoczyków (mogłabym wymieniać dalej) - które wykonywane dorywczo, sezonowo albo na prośbę klientów, także przynosi dodatkowy przychód. Ot cała filozofia. Pan Bóg w filmie Bruce wszechmogący zmywa podłogę. Forrest Gump kiedy stał się milionerem, kosił trawę po godzinach. Dodatkowa praca może być wolontariatem, może przynieść konkretny dochód, może służyć rozwojowi osobistemu, a nawet stać się głównym źródłem utrzymania. Jeżeli ma wyciągnąć nas z otyłości, zmierzłości i mamtowdupizmu, nie musi być wykonywana na najwyższych obrotach z poświęceniem zdrowia, ani zaspokajać ambicji rodziny. Dzięki temu ma wszelkie predyspozycje by stać się doskonałą terapią jesiennej chandry.

5. STUDIA 

dzienne, wieczorowe i zaoczne. Mają podobne walory jak poprzednie dyscypliny. Jesień to dobry moment żeby zagrzebać się w podręcznikach, obliczeniach i badaniach. Konkretne terminy, cele, wspólne interesy i spotkania z ludźmi o podobnych zainteresowaniach wypierają z planu dnia depresyjne chwile beznamiętnej egzystencji. Ponadto status studenta zapewnia szereg zniżek, daje nowe możliwości, podnosi samoocenę.
Należy wystrzegać się kierunków studiów bliskich naszemu sercu, wszystkiego co nazwałoby się swoją pasją, bo to tak jakby ożenić się z ulubioną gwiazdą porno. Zderzenie z realiami uczelni, talentem niektórych prowadzących do obrzydzenia tematu i wszystkimi imponderabiliami i z naszej fascynacji zostanie tyle ile zostaje po ślimaku, na którym zahamował tir w deszczowy dzień. Lepiej studiować coś związanego z pracą albo podnoszącego kwalifikacje w już poznanej dziedzinie. Widziałam wiele osób trafnie typujących kierunek studiów dopiero po zdobyciu konkretnego, profesjonalnego doświadczenia i zbyt dużo dzieciaków studiujących bez przekonania przypadkową dyscyplinę tuż po maturze.

PODSUMOWUJĄC

Bez względu na to jak radzimy sobie z naszymi jesiennymi smutkami, czy z pomocą przychodzi przyjaciel, czy stawiamy na substancje psychoaktywne, czy może kurs tańca, ważne jest żeby zdać sobie sprawę z takiej potrzeby. Trudno walczyć z czymś jeśli nie wiesz, że to istnieje. “Przesilenie jesienne” dotyka każdego w mniejszym bądź większym stopniu. Warto w tym czasie zwrócić uwagę na osoby dotknięte depresją, którym jest szczególnie ciężko, ale też na naszych przepracowanych mężów, przeciążone siostrzenice i przygnębionych dziadków. Czasem dobre słowo może zdziałać cuda, a czasem tylko profesjonalna terapia pomoże. Nie będzie optymistycznych akcentów na zakończenie. Jest, kurna, ciemno.

JAKIE PUŁAPKI ZASTAWIASZ NA SIEBIE? USTAWIASZ ZEGAR 3 MINUTY WCZEŚNIEJ ŻEBY SIĘ NIE SPÓŹNIAĆ? ŚCIELISZ ŁÓŻKO RANO, ŻEBY NIE WCIĄGNĘŁO CIĘ PO POŁUDNIU? 

MASZ MI COŚ DO OPOWIEDZENIA, ZAPRASZAM DO KONTAKTU NA MOIM:

FACEBOOKU: JagodaMysli

INSTAGRAMIE: jagodamysli

PINTEREŚCIE: Jagodowe Myśli 

i zachęcam do udostępniania oraz komentowania tutaj, bo komentowane posty mają lepsze pozycjonowanie :P 

obiecuję założyć maila z profesjonalną nazwą, a na razie będzie ten: aj_ken_flaj@wp.pl 

proszę się uwywnętrzniać :D

poniedziałek, 15 października 2018

KAMERY NA ŻYWO, czyli: "Albo rybki, albo ci..."

Oglądanie rzeczy na żywo w internecie daje sporo frajdy. Trochę zaspokaja ciekawość podglądacza, pomaga zwalczyć poczucie samotności. Osobliwa forma rozrywki, choć tak naprawdę niewiele różni się od wyglądania przez okno, z tym że tutaj można przełączać widoki. Np na plażę w Tajlandii:) i poczuć się trochę mniej chmurno, kiedy u nas akurat pada. Można też oglądać kury. 

W naszym małym "kibucu" za ogarnianie kur odpowiada Babcia. Ograniczam swój wkład do selekcjonowania odpadków kuchennych pod względem zdatności do spożycia przez kury oraz obserwacji ich bujnego życia stadnego, które często bawi, czasem trochę mnie przeraża, ale zawsze przykuwa moją uwagę, z resztą nie tylko moją, bo najmłodsza pociecha wystawiona w wózku z widokiem na wybieg dla kur spędza tam spokojnie dowolną ilość czasu. 

Rybki

Skądinąd w moim rodzinnym domu rolę wygaszacza pełniło akwarium. Nie wiem ile lat przelewa się w nim woda i które to już pokolenie rybek je zamieszkuje, ale zawsze kiedy przyjeżdżamy do moich rodziców, co raz to ktoś przystaje, albo przykuca, czasem solo, czasem grupowo, kiedy dostawia się krzesełko, bierze dzieci na kolana i obserwuje kolorowe maluchy śmigające wśród bujnej zieleni. Czas spędzony przy migoczącej bryle akwarium z falującym w nim życiem zaliczam do momentów czystej przyjemności. Momentów tzw. hygge, które już podobno wyszło z mody. 
Łącząc to drogą swobodnych skojarzeń z dość osobliwą sytuacją mającą ostatnio miejsce w moim domu, a mianowicie oglądaniem transmisji na żywo z kamery na Dworcu Zachodnim w Warszawie [zobacz to] przy radosnym akompaniamencie dziecięcych okrzyków "Pendolino, pendolino! Jedno pojechało, drugie przyjechało! o, a co to?] oraz streamingu z budowy [kanał Łukasza budowlańca] który pokazuje jak panowie po prostu budują dom, poczułam chęć poszukania odpowiedzi na pytanie: Czy ktoś streaminguje kury? Świat jest piękny i skomplikowany, a doświadczenie podpowiada, że jeśli ja coś wymyśliłam, ktoś inny już dawno to zrealizował (no dobra, oprócz schodów-akwarium) i jest to w internecie. I rzeczywiście! Do wyboru do koloru, kamery z całego świata. Pójdźmy dalej tym tropem. Kolejne skojarzenie - akwaria też są: Akwarium i Meduzy. Mam wrażenie, że te meduzy mogą mieć na koncie więcej wyleczonych nerwic niż Ośrodek w Mosznej.
Spośród wszystkich tematów wyróżnia się silny nurt zoologiczny. Niedźwiedzie żerujące w rzece (tu totalnie relaksujący szum rzeki, jeżeli nie chce się aktualnie siku), szczeniaczki w kojcukotki, psi dom starców, przeżuwające owce, krowy na pastwisku. To się rozumie samo przez się.

Te drugie

Nie da się zignorować pokaźnej ilości stron pokazujących na żywo gołe panie. Zastanawiające. Co taka pani może robić żeby ludzie na nią patrzyli? Zapewne ma dość monotonną pracę. Swoją drogą musi to być intratny biznes, bo po wpisaniu samego live cam do wyszukiwarki (bez kur i innych takich) dopiero 8 wynik to strony niezwiązane z seksem. Ale to przecież spersonalizowany wynik;) Reklamują się hasłem: "Zrobią dla ciebie wszystko". Ciekawe, a schody-akwarium? W tym temacie nie będę wrzucać linków. Kto chce, sam sobie znajdzie.

Rozwój on-line

Dość rozbudowaną społeczność znajdujemy wokół kamer związanych ze środowiskiem powiedzmy edukacyjnym. Np chłopak, który uczy się 50 min, 10 min przerwy. A po co to komu? Każdy kto musiał studiować kiedy inni imprezują wie jakie ważne jest mieć wsparcie w takiej sytuacji. Dużo lepiej uczy się, jeśli ma się świadomość, że nie jest się w tym samemu. Tu znajdziemy też transmisje do nauki języków. Np.: angielskijapoński i in. [jeśli nie jest dostępny, przejdź do następnego filmiku, który ma czerwony napis "aktualnie na żywo"]

Do wyboru

Istnieje niezliczona ilość transmisji na żywo z ulicplaż, jeziorkawiarni, wieżowców, przestrzeni kosmicznej (2), z jadących pociągów, lotnisk (inny widok, lotnisko na Kanarach, w Japonii), promów, portów (Los Angeles). Zaskakująco wciągające! Wszystkie te obrazki mają działanie lekko hipnotyzujące, kojące, terapeutyczne dla zszarganych nerwów. Często gromadzą publiczność w takiej liczbie, że trudno uwierzyć w tak duże zainteresowanie, zwłaszcza kiedy przełoży się to na realia świata analogowego - wyobraźmy sobie 800 osób, które naraz obserwują budowę domu jednorodzinnego, albo 100 osobową grupę przy wybiegu dla indyków

Dzień i noc

Osobliwym przypadkiem transmisji live jest ten obrazek: kuchnia w pizzerii. Czy właściciel chciał mieć oko na pracowników, czy to jest sposób na autopromocję, czy na trzepanie kasy z reklam (wyświetlają się przed każdym włączeniem)? Pewnie wszystkiego po trochu. Tak czy siak, mam ochotę tam zaglądać. Ale będąc przyzwyczajona, że mogę oglądać co chcę i kiedy chcę, przeżyłam niewielki szok, kiedy odkryłam, że w nocy, ani o 6 rano nic się tam nie dzieje, chociaż może wydaje się to oczywiste. Oczekiwałam, że będę mogła zajrzeć w okienko, a tam nadal ktoś będzie kulał placki na pizzę dla mojej rozrywki. Jest rzeczą charakterystyczną, że na podobnej długości geograficznej noc jest wtedy kiedy u nas. Zewnętrzne kamery pokazują wtedy głównie ciemność. I odwrotnie - w ciągu naszego dnia hamerykanskie kury mają noc. Wyjątkiem są kamery skandynawskie, gdzie za dnia widać tyle samo co w nocy, bo jest mgła ;) 

Bliskość drugiego człowieka, uczestnictwo w życiu społecznym ma istotny wpływ na nasze samopoczucie. Niektórzy nazwą to źródłem szczęścia, inni powiedzą, że to warunek konieczny dla przetrwania gatunku. Jeśli chcemy, mamy mnóstwo sposobów żeby sobie to suplementować - media społecznościowe, telefony, filmy, vlogi, blogi, transmisje, gry sieciowe, czaty. Lekko zalatujące sztucznizną kontakty interpersonalne ubarwiają nam świat i ja to lubię.

Czytasz do końca, jesteś super :*MASZ MI COŚ DO OPOWIEDZENIA, ZAPRASZAM DO KONTAKTU aj_ken_flaj@wp.pl
NA MOIM:
FACEBOOKU: JagodaMysli,
INSTAGRAMIE: jagodamysliPINTEREŚCIE: Jagodowe Myśli
i zachęcam do udostępniania moich postów
oraz komentowania tutaj, bo komentowane posty mają lepsze pozycjonowanie :P proszę się uwywnętrzniać :D


inne obrazki:

zorza polarna
jeszcze jedna ładna plaża
kawiarnia na plaży
centrum ratowania zwierząt
surykatki
widoki z całej Polski
Islandia - mója Odległa Kraina
gejzer z Yellowstone

Moje inne posty:
Na ostatnią chwilę
Jeszcze jeden krok do przodu
i może Zbieractwo kontra rzeczywistość


czwartek, 6 września 2018

Wojna o łachmany w 5 aktach, tudzież "ZBIERACTWO vs RZECZYWISTOŚĆ"

Przekonanie, że wystarczy nosić ubranie z odpowiednią dozą pewności siebie, żeby wyglądać dobrze, leżało u podstaw mojego stylu. Służyło także do zagłuszania sumienia, które podpowiadało: TY MUSISZ COŚ Z TYM ZROBIĆ! W praktyce oznacza to tyle, że podchodziłam do stylizacji mojego wyglądu bez pomysłu, ani co gorsza, bez wiedzy na ten temat. Ubierałam się w to co było pod ręką, nie zaprzątając sobie głowy tym, żeby pod ręką znalazły się odpowiednie sztuki odzieży i ciągle byłam niezadowolona z tego co widziałam w lustrze (abstrahując od rozmiaru...). Określenie mojego ubioru jako eklektyczny byłoby nadzwyczaj łaskawe, bardziej pasowałoby łachmaniarski.

Impulsywne zakupy

sytuacji nie poprawiały. Kupowałam bluzkę dlatego, że podobał mi się jej deseń. Dawałam się uwodzić koronce czy grubemu splotowi (przy czym żadne z nich absolutnie mi nie służy). O ile kiedyś może identyfikowałam się z, powiedzmy, stylem hipisowskim, to bardziej wynikało to z prozaicznego powodu, że bałam się zainwestować w droższe sztuki ze względu na to, że nie miałam bladego pojęcia jak się ubierać... (z resztą dalej nie mam) i, bałam się, że z tego powodu popełnię bolesny dla portfela błąd. Wolałam inwestować w przypadkowe, ale tanie ubrania, pod sztandarem indywidualizmu, pionierstwa i pozornej swobody, którymi maskowałam swoje zagubienie. Moją frustrację potęgował fakt, że inni ludzie potrafią zapanować nad swoim stylem, a ja nie. 
Tak było, przyznaję i bardzo chciałabym, żeby to na zawsze pozostało w sferze "kiedyś". W moim życiu wiele się zmieniło na przestrzeni kilku intensywnych lat, już same lata, które upłynęły wiele zmieniły. Mój artystyczny nieład zaczął mnie uwierać. Tak to zwykle bywa, że kiedy nad czymś nie panuję, zaczyna mi doskwierać tego odwrotność. Kiedy nie panuję nad porządkiem, obezwładnia mnie bałagan. Kiedy nie panuję nad pieniędzmi, w końcu zaczyna dokuczać mi ich brak. Kiedy nie ogarniam chwastów... nie, to akurat nie pasuje. Kiedy zostawiony słoik po Nutelli udaje, że jest pełny, a kiedy do niego zaglądasz spotyka Cię bolesny zawód, tak i moja szafa, a właściwie jej brak zaczął mnie oszukiwać. Masa bezużytecznych ubrań zabierała mi czas, miejsce i obciążała sumienie. Wielokrotnie byłam bliska zrobienia czegoś z tym wszystkim, tylko za cholerę nie wiedziałam CO miałabym z tym wszystkim zrobić. Postanowiłam zasięgnąć rady z jedynego prawilnego źródła wiedzy o życiu (nie, tym razem to nie były reklamy) i zaczerpnęłam wiedzę z przepastnych zasobów blogosfery. Blogosfera powiedziała tak:
  1. Przejrzyj wszystkie ubrania. 
  2. Wyrzuć to czego nie potrzebujesz. 
  3. Zaplanuj swoją garderobę. 
  4. Zrób listę zakupów i noś ją przy sobie. 
  5. Kup to czego brakuje.
Proste? - Proste. Nie wymaga specjalistycznych narzędzi, żadnego rzadkiego talentu, ani lat praktyki, ale czy łatwe? Stanowczo - NIE! To jest trudne.

Na początek. Znalezienie całego arsenału zachomikowanego na bliżej nieokreślone "kiedyś":
  • jak już będę szczupła
  • jak będę jeździć konno
  • jak będę szła na bal przebierańców, albo na larp
  • jesienne ognisko
  • spacer po plaży
  • do biura
  • do biura jak już będę szczupła
  • do kościoła jak będzie chłodno, ale nie będzie padać... itp... itd
Tak naprawdę te wszystkie sytuacje albo nie mają miejsca w moim życiu, albo jeżeli mają, zakładam (zaskoczę Cię) to, co mam pod ręką, bo za cholerę nie potrafię niczego innego znaleźć w tym przepychu (żeby nie napisać: pierdolniku. No trudno, napisałam). Pierwszy punkt wymagał nakładu czasu. Punkt drugi, to krwawa walka. Potyczka z najbardziej podstępnym, przebiegłym i pazernym chomikiem jakiego znam, czyli - ze mną samą. Mój "dialog wewnętrzny" przebiega mniej więcej tak: 
   - A to ubranie? 
   - Wydałam na nie pieniądze.
   - Ale nie dużo.
   - Jakby nie było - pieniądze.
   - Nie noszę go od 2 lat!
   - To może zaczniesz?
   - Nie podoba mi się. Wyglądam w nim ŹLE.
   - Jak wyrzucisz, będziesz żałować. A jak będziesz go potrzebować?
   - Ono na mnie nie pasuje i jest zupełnie w nie moim kolorze.
   - No dobrze, to wyrzuć, ale nawet nie jest znoszone.
   - Daję do worka "PCK". Może ktoś chociaż pod nieszczelne drzwi sobie podłoży.
   - Może nawet założy? To jest dobre ubranie.
   - To prawda. I ogólnie ładne.
   - Może jeszcze przejrzę ten worek przed wyrzuceniem?
   - Stop! Nie! To nie ma sensu!

A kiedy w końcu wrzucam ten worek do kontenera, to i tak nadal biję się z myślami od nowa. Mogłabym tak w kółko. W ten oto męczący sposób wydzieram sobie sztuka po sztuce i uwalniam się od ciuchów, które sprawiały, że czułam się brzydka i niewarta niczyjej uwagi. Kiedy wyeliminowałam te najbardziej oczywiste, przyszła pora na:

OSTATECZNE STARCIE

Na strychu stworzyłam tymczasową garderobę przy pomocy sznurków, rurek i drążków oraz wieszaków wszelkiej maści. Zmontowałam instalację dzięki której mogłam po raz pierwszy w życiu zobaczyć wszystkie moje ubrania jednocześnie. Jeden rzut oka wystarczył by ocenić sytuację i okazała się ona krytyczna. Otaczają mnie, określają i ograniczają okrutnie, totalnie byle jakie ubrania. Po ciężkiej selekcji miałam przed sobą śmietankę mojej garderoby - 40 wieszaków - które wywoływały we mnie poczucie beznadziei i smutku zmieszanych z niedowierzaniem. To pomogło mi pozbyć się resztek skrupułów. Zostawiłam kilka sportowych, kupkę bielizny oraz 2 skromne drążki z wieszakami. Nazwałam je 100%TAK i drugi 80%TAK. Chomik został uciszony choć przyznaję, schowałam przed sobą jeszcze jeden karton z ciuchami do których mam dziwny sentyment. Rozprawię się z nim kiedy wojenne rany mojej duszy trochę się zasklepią. Koniec końców odzyskałam dużo miejsca co doskonale uprościło organizację, odnalazłam kilka zapomnianych a pasujących ciuchów i przede wszystkim zrozumiałam jak bardzo blokowało mnie zbieractwo i fałszywa oszczędność. Co jest największym zaskoczeniem, nie brakuje mi jakiejkolwiek sztuki odzieży!

NASUWA SIĘ PYTANIE:

Dlaczego decyduję się wyglądać jak kompromis zamiast ubierać się tak, jak naprawdę chcę? Z oszczędności? Ubrania, którym dałam moje "100%TAK" wcale nie należały do droższych ani bardziej markowych, niż te które wyrzuciłam. Zabranie się za to zajęło mi jakieś 2 lata, wcześniej w ogóle o tym nie myślałam, to znaczy, że większość mojego życia wyglądałam byle jak. To doświadczenie zaliczam do traumatycznych i chcę żeby bezpowrotnie pozostało w czasie przeszłym. Następny krok "Zaplanuj swoją garderobę" przepracuję w kolejnych epizodach moich potłuczonych przemyśleń.  >> Tu znajdzie się link do dalszego ciągu :)

Zaufaj sobie. 

Proponuję czalendż: Następnym razem, kiedy będziesz składać pranie, zadaj sobie pytanie "Czy ta rzecz to moje 100%TAK, jeżeli nie, wiesz co z nią zrobić!

Czytasz do końca, jesteś super :*

MASZ MI COŚ DO OPOWIEDZENIA, ZAPRASZAM DO KONTAKTU aj_ken_flaj@wp.pl 

I NA MOIM:

FACEBOOKU: JagodaMysli

INSTAGRAMIE: jagodamysli

PINTEREŚCIE: Jagodowe Myśli 

i zachęcam do udostępniania moich postów

oraz komentowania tutaj, bo komentowane posty mają lepsze pozycjonowanie :P proszę się uwywnętrzniać :D

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...