poniedziałek, 29 stycznia 2018

Jeszcze jeden krok do przodu

Od kiedy pamiętam bieganie bezgranicznie mnie frustrowało i podważało moją wiarę w siebie. Moja historia biegacka jest krótka: jeden bieg uliczny w dzieciństwie - kończony z mroczkami w oczach i łzami cieknącymi po policzkach. Bezsensowne testy z biegania na w-fie we wszystkich szkołach po kolei, oczywiście bez żadnego treningu, ani nawet wstępu teoretycznego.


W ramach przygotowania do matury (no bo w zdrowym ciele zdrowy duch) zaczęłam biegać (nie ukrywam, że była to też forma prokrastynacji, troszeczkę:), ale po maturze, mi przeszło. Każdy bieg był dla mnie przykry. Wracałam do domu z kolką, zziajana i wściekła, że nie umiem tak, jak ci piękni, kształtni ludzie w filmach i reklamach (zastanawiająco dużo wiedzy o życiu czerpię z reklam) biegnący w suchych koszulkach i nienagannych fryzurach, bez cienia zmęczenia ni potu na twarzy. Jak oni to robią, te całe 2 sekundy w slow-motion?! To mnie urzekało, mamiło. Uwierzyłam, że bieganie jest dostępne tylko dla tych nielicznych. 
Później były studia, podczas których nawet nie myślałam o aktywności fizycznej. Z resztą zawsze trudno było mi się przekonać do ćwiczeń. Następnie trzy przemiłe, puszyste i dobrze odkarmione ciąże. - Komu by się chciało odchudzać, skoro za pół roku znowu będę wyglądała jak balon wypełniony smalcem? 
No i teraz. 
Jakimś cudem wkręciłam się i biegam regularnie, a w głowie brzmi: możesz! Dajesz radę! Możesz więcej.
Level: Hard
Jak to się stało?
Jedyne 20 lat zajęło mi rozwiązanie tej łamigłówki: Jeżeli nie daję rady biec szybko, to muszę zwolnić. Szał! i fanfary. Ale naprawdę, nie rozumiałam tego wcześniej. Zaczęłam biegać naprawdę woooolno, tak wolno, że spokojnie mogę zabrać na trening osobę towarzyszącą, niebiegającą i całą drogę rozmawiać. Bardzo przyjemnie, a po treningu euforia! poczucie mocy, miłość do świata i pewność siebie. Zaczęłam szperać, troszkę czytać. Dawałam radę biec coraz dłużej i coraz śmielej rozmyślać. Ultra maraton!
Oj, nie... Rodzina by mnie przeklęła. Takie dystanse zostawię sobie na "po dzieciach". Ale jakieś 5 km? Runmaggedon! Maraton w końcu też przebiegnę.
Póki co mam sporą nadwagę do zrzucenia i chęci. Będę się meldować.

Zobacz też co się wydarzyło w mojej kuchni :) Pomadka - zrób to sam

1 komentarz:

  1. 3mam kciuki za motywację i wierzę, że z każdym dniem będzie większa euforia i większa determinacja do ZMIAN! Nie tylko w biegu warto zwolnić, w życiu przede wszystkim... - dzięki temu w końcu można docenić uroki naszej codzienności :) Będę zaglądać, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...