wtorek, 7 sierpnia 2018

NA ostatnią CHWILĘ, czyli W SAMĄ PORĘ

Sprzątanie na ostatnią chwilę jest dla mnie czymś na pograniczu kłamstwa. Jeżeli mam bałagan i sprzątam w czasie kiedy goście wysiadają z auta, to oszukuję ich, a to niezgodne z moim sumieniem. To samo z ocenami w szkole. Uważałam, że jeżeli przez cały semestr osiągałam wyniki na poziomie 4, to oszustwem jest tzw. "zdawanie na wyższą ocenę", które zawsze pod koniec roku miało miejsce. Wystarczyło się nauczyć konkretnych tematów i dostać z odpowiedzi piątkę, wtedy średnia ocen, czy inna mediana podskakiwała i na świadectwie była "piątka". Zdarzało mi się, że odmawiałam takiego "zdawania", bo miałam wrażenie, że to było nie fair w stosunku do tych, którzy na swoje 5-ki na świadectwie uczciwie zapracowali. 
Jakże byłam naiwna ja!
Później na studiach zastanawiałam się jak inni to robią, że mają średnią 5,0?! Przecież też ciężko pracowałam, ale 5,0 wykraczało poza moje wyobrażenia - może w tym rzecz. Teraz wiem - albo raczej przypuszczam - że oni walczą o oceny wtedy, kiedy jest możliwość walki o oceny. Tak jak tuż przed nadejściem gości jest jedyna szansa na upchnięcie kłębu ścierek do spiżarki i umycie umywalki i wykonanie naprawdę wielu czynności z taką prędkością i precyzją o jaką bym siebie nigdy nie podejrzewała. 
Oni - zajeżdżają na podwórko, oczywiście w slowmotion. Wzniecają kurz, który majestatycznie owiewa koła samochodu. Przetacza się suchy kulisty krzak. Ja - spoglądam przez kuchenne okno. W napięciu przebieram palcami po kiju od miotły. Zwężają się źrenice. Muzyka jak w starym westernie, a w tle krzyczy jastrząb. Nagle czas zwalnia, natomiast ja maksymalnie przyśpieszam. Zanim dzieci zdążą odpiąć pasy w samochodzie, kończę zamiatanie. Biegam wymijając obfitymi biodrami sprzęty domowe. Jednym rzutem oka oceniam, które fanty stoją w niewłaściwych miejscach i z dokładnością maszyny ustawiam wszystko. Wygląda jak w katalogu Ikea, zostawiam na stole kilka rzeczy, żeby stworzyć atmosferę przytulności i w duchu dziękuję producentowi, że stworzył tak pojemną zmywarkę. Zmieści się nawet to, czego nie powinno tam być. Goście w tym czasie wysiadają z pojazdu i rozglądają się oceniając sytuację. Nadchodzi moment, kiedy z auta wyłoni się największy postrach pań domu, czyli Babcia. Dobrze, że tak wolno chodzi. Atmosfera zagęszcza się do konsystencji budyniu. Teraz moje ostatnie podrygi. Przecieram fronty szafek, chowam mokrą szmatę do szuflady, zrywam ścierki z wieszaka żeby wrzucić je do spiżarki. To koniec. Wchodzą po schodach. Cisza i echo kroków obijające się w nieskończoność po korytarzu. Na koniec pranie (czyste!), które wytworzyło już własną inteligencję i skolonizowało sąsiadujące terytoria, zostaje przyczajone za zamkniętymi drzwiami. - "Ooo!Dzień dobry babciu, jak miło że wpadliście! Przepraszam, nie zdążyłam posprzątać. Zapraszam do środka."
Do niedawna traktowałam to jako ściemę. Teraz już wiem, że z czystym sumieniem można to nazwać HIGH PERFORMANCE, czyli "na pełnej ******", no dobra, dobra, "na pełnych obrotach". Trochę mnie smuci, że nie umiem funkcjonować tak cały czas - bo bardzo bym chciała! Ale wtedy pewnie umarłabym z wycieńczenia, albo zaczęła szukać dealera amfetaminy, czy czegośtam. I tak czasem było (tylko bez tych narkotyków... bez przesady). Wykańczałam się, a efekty były przeciętne. W dodatku lądowałam odwodniona, zasłabnięta jakimś katarem. Tak być przecież nie może! 
Przy high-performance ekstremalnie ważne jest też, żeby nauczyć się low-performance. Są momenty i jest ich znacznie więcej niż tych "high", że nie warto dokręcać śrubki. Wtedy kiedy muszę całą uwagę poświęcić malutkiemu człowiekowi, który denerwuje się, że nie potrafi założyć koszulki i muszę do tego podejść ze spokojem i empatią, bo inaczej będzie tragedia narodowa. Kiedy jutro przyjeżdżają goście, a mi o północy nie wyszło ciasto. Kiedy chciałabym narysować coś na bloga, a tu mama kupa, mama boję się, jestem głodna, zapomniałam o praniu, dzidziuś płacze... wtedy jest czas tylko i wyłącznie na uciszenie ambicji.

Teraz, kiedy piszę ten post, przyjechała do mnie koleżanka ze swoimi trzema dziećmi i pilnuje moich 3 dzieci (to dopiero jest high performance!) żebym mogła napisać ten post. Za chwilę idziemy robić lunch. Oczywiście sprzątałam na ostatnią chwilę.
Przestawiam się na luz i idę robić gofry. Będzie bardzo dużo gofrów.

CO ZAWSZE ROBISZ NA OSTATNIĄ CHWILĘ? MASZ SWÓJ SPOSÓB NA ZWIĘKSZENIE WYDAJNOŚCI? PISZ W KOMENTARZU <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...