czwartek, 5 kwietnia 2018

Zestawienie postów

Najnowsze

KAMERY NA ŻYWO, czyli: "Albo rybki, albo ci..." - nie no, kiepski tytuł. Ale pasuje.
Wojna o łachmany w 5 aktach, tudzież "ZBIERACTWO vs RZECZYWISTOŚĆ"
NA ostatnią CHWILĘ, czyli W SAMĄ PORĘ
Poczucie możliwości
5 atrakcji ciążowych, za którymi (nie)będę tęsknić
Minimalizm na bałagan 

Fenomeny internetu

Głowologia

Dziedzictwo
Paraliżuje, czy mobilizuje?
Jeszcze jeden krok do przodu
Nie za dobrze?
Postświąteczny post świąteczny
Wakacje w głowie
Wypełniacze
Ja nie o tym
Uleczalnie chora
Kawa na ławę
Dla mnie, poproszę, jeden dom z trawy.
My mieszczanie - Frutarianie
Drukowanie na ploterze, jak to długo trwa! nie wierzę
Blog blog blog blog blog

Twórczość 

Festiwal kiełkowania
Szycie na krawędzi
Naturalna pomadka z mojej kuchni
Igraszka na Choinkę
Baza wirusów została zaktualizowana
A do kawy muffinki


Na Youtube

No i poszło! Alternatywne nazwy produktów na YouTube
ojejku jejku, świnia i dynia
Nic się nie dzieje
Nie ma się co wstydzić, trzeba to uwidzić
Pomieszanie z poplątanniem
Eska Fit... Fap - przepraszam!
Koniec sesji blisko

wtorek, 3 kwietnia 2018

Minimalizm na bałagan

Znów zmiana. Ależ ten czas zap*erdala! Ja wiem, że tak się nie powinno mówić, ale co ja mogę, kiedy ten czas tak właśnie zap*erdala? Poza tym nie mówię, tylko piszę.
Dzień dłuższy, ptactwa naleciało i ćwierka ze wszystkich stron, a słońce świeci pod takim jakimś kątem, że cały brud na oknach widać, jaky mu ktoś kazał. Kiedy to napisałam poczułam się jak jedna z tych ironicznie-przekornie-uskarżających blogerek ło ho ho! u la la! patrzcie na mnie jaka jestem zabawna, tak naprawdę to NIE.
No ale kiedy właśnie tak jest.
Od momentu włączenia komputera, do czasu kiedy jest on zdatny do użytku zdążyłam napisać post na brudno do tego momentu. Nie, przepraszam, komputer jeszcze się otwiera. Pewnie niedługo zdechnie. Powinnam już dawno zrobić kopię zapasową i uporządkować zdjęcia z ok 4 folderów pt.: "z komórki", jednego pt.: "różne" i dwóch "ze starego kompa".
Schudłam ostatnio. Zostało mi jeszcze milion kilo, ale 3 mam już za sobą. W efekcie dalej chodzę w ciążowych ciuchach, chociaż ich nienawidzę, w dodatku trochę na mnie wiszą, ale w te wcześniejsze się jeszcze nie mieszczę, a kupować nowych w rozmiarze wieloryba nie zamierzam! Chciałam wyglądać bardziej wyjściowo, a wyglądam raczej przejściowo. W dodatku jeden karton za dużych ciuchów do wyniesienia, drugi za małych do przyniesienia. Kiedy się w nie już zmieszczę, okaże się, że większość mi nie pasuje do stylówy, albo tak naprawdę nigdy mi się nie podobały i trzymam je bardziej z litości niż z miłości. Mam ochotę to wszystko brutalnie wypierdolić do kubła w ogóle bez przeglądania, kupić sobie ogrodniczki w sklepie BHP i cieszyć się życiem zamiast przekładać z miejsca na miejsce, "bo kiedyś nie będę miała i będzie mi przykro, że wyrzuciłam".
Zrobiłam tak niedawno z zabawkami dzieci. Znowu. No prawie tak samo. Spakowałam wszystko co było nieposprzątane do worków i wyniosłam na strych. Została im jedna ciężarówka, puzzle, kredki i książki, kilka plastikowych zabawek. "Całe szczęście" przyjechała babcia i tego samego dnia chłopcy dostali nowe zabawki, czyli wypełniło się przeznaczenie porządku jako miejsca na nowy bałagan. To zaiste epokowe przemyślenia godne adekwatnej grafiki:

Żałuję, że nie mam takiej determinacji wobec moich zabawek.

Ale o czym ten cały szczebiot? O minimaliźmie, nie widać?
Na wiosnę chcemy oglądać w telewizjach śniadaniowych ładne dziewczyny w towarzystwie swoich 20-elementowych garderób. Podziwiamy ich stanowczość i potakujemy: jaka to wspaniała idea! Mam wrażenie, że takie reportaże, o ile w ogóle mają cokolwiek zmieniać, to nie tyle mają zrobić z nas maniaków żyjących o 100 przedmiotach, ile raczej szczęśliwszych ludzi, żyjących o trzech, do pięciu przedmiotach mniej.
No bo chętnie popatrzę, jak Pani Mini Szafa zachodzi w 3 ciąże i wychodzi z tym wszystkim później na spacer w zimie - Proszę bardzo! Niech Pani Jedyne Spodnie Jeżdżę Rowerem spróbuje być taką minimalistką wyjeżdżając z małymi dziećmi na weekend - albo raczej spróbuje nią nie być i znaleźć w tym całym bałaganie miejsce na coś więcej niż skrajny minimalizm (jedne spodnie, 2 koszulki, szczoteczka do zębów, reszta dla dzieci).
Wiem, że to są tylko kolejne wymówki, ale też i uproszczenia. Bo, o ile rzeczywiście nie potrzebuję tyle rzeczy ile mam, o tyle zajmowanie się tylko sobą i promocją minimalizmu przy pomocy minimalistycznej garderoby, nie jest specjalnym wyczynem. Jest za to znakiem, symbolem który może przyczynić się do wykonania trudu myślenia.
Na przykład dzisiaj chciałam usiąść i napić się śmietankówki i iść spać, za to usiadłam i uporządkowałam kawałek swoich myśli. W dodatku nie wyprodukowałam przy tym żadnych śmieci, a może ostatecznie wstąpi we mnie minimalistyczny duch i zrobię w końcu porządek na dysku? Kto wie...

Jeśli Lubisz to udostępnij :)
Zobacz też mój poprzedni post: Dziedzictwo
Albo ten: Wakacje w głowie
Zobacz spis postów: Tutaj
Do zobaczenia!

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...