Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo oprowadzają po niezbyt funkcjonalnie, ale za to bardzo fotogenicznie urządzonych pokojach hotelowych i im zazdroszczę. Oglądam filmy pt.: “przeprowadziliśmy się”, albo “mój nowy dom” i mimo że wiem, że to wszystko nie do końca jest prawda, to i tak zazdroszczę.
Niedawno rozpadła mi się kuchnia. Długo unikałam tego tematu, jednak przyszedł moment kiedy mój standardowy poziom ignorancji nie wystarczył. Był to moment kiedy obluzowany front, wielokrotnie wciskany z powrotem na miejsce, już więcej nie chciał się trzymać na słowo honoru. W tym samym tygodniu Mąż wynajął nam busa i gablotą, której pozazdrościłaby niejedna ekipa budowlana, przywieźliśmy pachnącą nowością kuchnię, którą na własne życzenie wybierałam na ostatnią chwilę, czyli: w samą porę :) Mąż pieczołowicie skręcał elementy, docinał, podłączał, regulował, kafelkował i nawet zrobił dla mnie 2 dodatkowe kontakty oraz światełko tam gdzie wcześniej ich brakowało. (Dziękuję Kochany Mężu).
Jak to zawsze remont, zabrał jakieś 12 razy więcej czasu niż przewidywaliśmy i kiedy kuchnia w końcu stanęła (stanęła? kuchnia stoi? wisi? leży?) w pełnej krasie i okazałości - a było to wieczorem i dzieci już spały - uzgodniliśmy, że dopóki jest tu taki porządek, należy to uwiecznić. Jako samozwańczy, fotograf rodzinny zabrałam się do obfotografowywania pomieszczenia. Usuwałam elementy, które się nie komponowały, dodawałam inne, doświetlałam, poprawiałam, nakrywałam, polerowałam, chowałam i przestawiałam… i mogłabym tak jeszcze długo, bo doprowadzenie nowopowstałej i ogólnie posprzątanej kuchni do stanu, w którym zdjęcia wyglądały “jak z katalogu”, zajęło mi grubo ponad 3 godziny. To doświadczenie diametralnie zmieniło moje patrzenie fotografii wnętrz. Generalnie zdawałam sobie sprawę z tego, że ustawienie kadru i oświetlenia to jest sztuka. Tą lekcję odrobiłam przy komponowaniu kadrów na potrzeby mojego kanału Youtubowego (który dawno się zakurzył i pokrył pajęczyną).
Wracając do kuchni. Przestrzeń, którą zaaranżowałam tak, żeby była piękna i robiła wrażenie na zdjęciu stała się zupełnie niepraktyczna. Stół zastawiony jak na ekspozycji w Ikei - bezużyteczny, przeładowany. Kwiatki stanęły w takich miejscach gdzie nie przeżyłyby miesiąca. Udrapowane ścierki, absurd. Większość sprzętów potrzebnych na co dzień została schowana albo przestawiona tak, że dzieci na pewno by się tym zajęły po swojemu. Popatrzeliśmy sobie ostatni raz, otwarliśmy wyjęte na potrzeby inscenizacji winko, nalaliśmy sobie do naszych najpiękniejszych kieliszków czekających na wizytę królowej, i w roboczych ciuchach jakoś po 1 w nocy cieszyliśmy się z zakończenia remontu. Następnie posprzątaliśmy ten cały wyidealizowany przepych, żeby zrobić miejsce na życie, które
nigdy nie będzie perfekcyjnie piękne, ale za to jest nasze i najważniejsze.
nigdy nie będzie perfekcyjnie piękne, ale za to jest nasze i najważniejsze.