niedziela, 10 marca 2019

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.


Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo oprowadzają po niezbyt funkcjonalnie, ale za to bardzo fotogenicznie urządzonych pokojach hotelowych i im zazdroszczę. Oglądam filmy pt.: “przeprowadziliśmy się”, albo “mój nowy dom” i mimo że wiem, że to wszystko nie do końca jest prawda, to i tak zazdroszczę.

Niedawno rozpadła mi się kuchnia. Długo unikałam tego tematu, jednak przyszedł moment kiedy mój standardowy poziom ignorancji nie wystarczył. Był to moment kiedy obluzowany front, wielokrotnie wciskany z powrotem na miejsce, już więcej nie chciał się trzymać na słowo honoru. W tym samym tygodniu Mąż wynajął nam busa i gablotą, której pozazdrościłaby niejedna ekipa budowlana, przywieźliśmy pachnącą nowością kuchnię, którą na własne życzenie wybierałam na ostatnią chwilę, czyli: w samą porę :) Mąż pieczołowicie skręcał elementy, docinał, podłączał, regulował, kafelkował i nawet zrobił dla mnie 2 dodatkowe kontakty oraz światełko tam gdzie wcześniej ich brakowało. (Dziękuję Kochany Mężu).
Jak to zawsze remont, zabrał jakieś 12 razy więcej czasu niż przewidywaliśmy i kiedy kuchnia w końcu stanęła (stanęła? kuchnia stoi? wisi? leży?) w pełnej krasie i okazałości - a było to wieczorem i dzieci już spały - uzgodniliśmy, że dopóki jest tu taki porządek, należy to uwiecznić. Jako samozwańczy, fotograf rodzinny zabrałam się do obfotografowywania pomieszczenia. Usuwałam elementy, które się nie komponowały, dodawałam inne, doświetlałam, poprawiałam, nakrywałam, polerowałam, chowałam i przestawiałam… i mogłabym tak jeszcze długo, bo doprowadzenie nowopowstałej i ogólnie posprzątanej kuchni do stanu, w którym zdjęcia wyglądały “jak z katalogu”, zajęło mi grubo ponad 3 godziny. To doświadczenie diametralnie zmieniło moje patrzenie fotografii wnętrz. Generalnie zdawałam sobie sprawę z tego, że ustawienie kadru i oświetlenia to jest sztuka. Tą lekcję odrobiłam przy komponowaniu kadrów na potrzeby mojego kanału Youtubowego (który dawno się zakurzył i pokrył pajęczyną).
Wracając do kuchni. Przestrzeń, którą zaaranżowałam tak, żeby była piękna i robiła wrażenie na zdjęciu stała się zupełnie niepraktyczna. Stół zastawiony jak na ekspozycji w Ikei - bezużyteczny, przeładowany. Kwiatki stanęły w takich miejscach gdzie nie przeżyłyby miesiąca. Udrapowane ścierki, absurd. Większość sprzętów potrzebnych na co dzień została schowana albo przestawiona tak, że dzieci na pewno by się tym zajęły po swojemu. Popatrzeliśmy sobie ostatni raz, otwarliśmy wyjęte na potrzeby inscenizacji winko, nalaliśmy sobie do naszych najpiękniejszych kieliszków czekających na wizytę królowej, i w roboczych ciuchach jakoś po 1 w nocy cieszyliśmy się z zakończenia remontu. Następnie posprzątaliśmy ten cały wyidealizowany przepych, żeby zrobić miejsce na życie, które
nigdy nie będzie perfekcyjnie piękne, ale za to jest nasze i najważniejsze.

piątek, 1 marca 2019

WIOSENNE PORZĄDKI w 3 punktach, czyli Rzuć wszystko co ciągnie Cię w dół

Kiedy piszę o pisaniu, czuję się jak kucharz, który przestawia puste garnki z miejsca na miejsce. Zagląda do środka, przeciera dno, przegląda się w nożach i śliną poprawia bujne brwi. 

Przy tych porządkach nie powstanie żadna pyszna potrawa, ale lubię czasem przejrzeć miejsce pracy żeby wiedzieć co gdzie mam. Albo czego gdzie nie mam. Np. w dupie. Czyli konkretnie - na czym mi tak naprawdę zależy. W tym miejscu czuję, że powinnam podkreślić, że zależy mi na pisaniu i tworzeniu grafiki (i ogólnie tworzeniu). Chociaż ostatnie kilka miesięcy dokładnie to robiłam, a nawet pisałam z przeznaczeniem na bloga, to nie miało to tutaj kompletnie żadnego odzwierciedlenia. Nie dotarło. W dodatku strasznie się wyprułam emocjonalnie i energetycznie, i potrzebuję teraz "poprzestawiać trochę moje puste garnki".

1. 

Przede wszystkim zmieniam podejście do posta samego w sobie. Trudno jest śpiewać inaczej niż się śpiewa, ale jeśli człowiek nie idzie do przodu, to świat go wyprzedzi. Rozbudowane teksty wymagają stosunkowo wielu podejść-korekt, na które teraz nie mam czasu. Nie mogę sobie pozwolić na kolejne poprawki i zmienianie wszystkiego ciągle od nowa. Dlatego ma być krócej. Czy to rzeczywiście będzie krok do przodu? Zobaczymy.

2. 

Przez to, że w pracy jestem zaangażowana w nowe sytuacje, czuję się częściej pobudzona do rozkminiania. Moja lista postów do napisania, po prostu eksploduje. A posty muszę pisać na świeżo bo niby skąd mam dzisiaj wiedzieć co ja tam sobie myślałam miesiąc temu? Chcę poruszać tematy, które mnie poruszają, a to odbywa się tylko w czasie teraźniejszym, dlatego uroczyście zrzekam się mozolnego kontrolowania na rzecz chwytania chwili. Czyż to nie obrzydliwie banalne? Widocznie tak musi być.

3.

Pieczołowicie dopracowane grafiki kompletnie nie przekładają się na poczytność. Mam ostatnio słabość do monochromatycznego malarstwa na pograniczu kaligrafii, dlatego przeniosę moje prace w kierunku impresjonistycznego minimalizmu, a może minimalistycznego impresjonizmu? Manifestatstycznego indywidualizmu? Niekoniecznie mi wyjdzie. Awansem nazwijmy to szkicami i pozwólmy być niedoskonałymi. 

Czy są tu odpowiedzi, czy tylko jeszcze więcej pytań? 

Wydaje mi się, że mam kierunek. Już tradycyjnie przy takich podsumowaniach postanawiam działać bardziej zdecydowanie, spontanicznie, skutecznie i nie poprawiać w nieskończoność. 

ps założyłam sobie tweetera, chętnie Cię pofollowuję @MysliJagoda 


Lepsze jest wrogiem dobrego.
Przeciętne ukończone jest lepsze niż wybitne nieskończone. 


Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...