poniedziałek, 29 września 2014

ojejku jejku, świnia i dynia

W przygotowaniu filmik o alternatywnych nazwach marek. Mamy nieoficjalne przecieki:



a reszta ujrzy światło dzienne kiedy będę miała spokojniejszy dzień. Spokojniejszy, bo o spokojnym mogę jedynie pomarzyć. 
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że wybrałam dwie marki związane z seksem. No dobra, niech już tak zostanie :) 

W niedzielę spełniłam moje marzenie i zrobiłam lampion z dyni. Wiem, że jeszcze nie pora, ale każdego roku odkładałam to na później, a później nie nadchodziło, więc postanowiłam iść za głosem serca, kupiłam dynię, która wyglądała z wystawy i mówiła do mnie: muszę być twoja! Później kupiłam jeszcze jedną i wykorzystałam dzieci sąsiadów do wygrzebywania pestek ze środka. Miały przy tym sporo radości. Na tym co już dzieci nasmarowały mazakami na dyniach naszkicowałam w miarę straszne paszcze i zabraliśmy się z tatą do wycinania. Z części miąższu moja mama zrobiła zupę, a z reszty zmotałam ciasto. Wszystko było pyyyszne i nic więcej nie napiszę, bo nie chcę, żeby ten blog nabrał kulinarnych odcieni, ale polecam - naprawdę cudowne warzywo! Jakby ktoś się skusił, to wszystkie przepisy są w internetach, tylko nie wolno wybierać pierwszych w wyszukiwarce, tylko te dalsze, trzecie i czwarte, najlepiej z blogowych, te takie które mają nieprofesjonalne zdjęcia. Na koniec wybrałam z tej ciapy ze środka dyni pestki, wypłukałam i suszą się do szkubania. 
Tak oto wszystkie moje dyniowe fanaberie zostały zrealizowane. Dawno nie miałam tak udanego weekendu. Po prostu: DYNIA konekting pipl. iiii zdjęcia:




Nie w temacie: Wardęga rządzi! 
Pozdrawiam, całuję, ściskam i pozdrawiam
paa! 

środa, 17 września 2014

Nic się nie dzieje

Odgruzowuję z Markiem mieszkanie, w którym nie byliśmy półtorej miesiąca
Wkurzam się na kurz produkowany przez panów budowlańców podczas remontu elewacji
Robię stronę internetową
Piję piwo i jem paluszki
Zastanawiam się co ja tutaj robię 
i zaczynam się stresować nadchodzącym semestrem
Poza tym mam szalony myślotok w głowie i nie wiem co mam ze sobą począć. Najchętniej zrobiłabym jakiś głupi filmik

Na ścianie siedzi mol spożywczy. Nie wiem skąd się tu wziął. Przed wyjazdem wysprzątałam wszystko co mógłby chcieć zjeść, ale widocznie znalazł sobie jakieś okruszki i żyje sk*rwysyn. Takie tam rozterki pani domu. Ach! Jakież to perfekcyjne. Różowe-Tipsy-Blond! Nie licząc kurzu budowlanego w każdej porze mojego ciała i wokół mojego ciała. 

I we włosach. Chciałam zdradzić coś. Ostatnio znajomy powiedział mi, że w na moim kanale widać dużo pracy i pomyślałam, że upublicznię trochę informacji typu making-of. Może zacznę od Eska Fap. Kręcenie materiału do tego filmiku trwało cały dzień nie licząc przygotowania tekstu i montażu. Treść powstała spontanicznie w przerwie między czymś a czymś innym i długo leżakowała gdzieś pośród papierów. Chyba największym zaskoczeniem dla mnie były trudności w zapamiętywaniu tekstu. Nie pamiętam kiedy ostatnio uczyłam się czegoś na pamięć, a wiadomo, nieużywany organ zanika, więc... nie, nie sugeruję, że zanikł mi mózg. Ale chyba trochę tak, bo na robieniu makijaży, co robiłam przy pomocy moich naprawdę szczupłych zasobów kosmetycznych, spędziłam mnóstwo czasu. Najwięcej fanu miałam przy smarowaniu sobie włosów olejem spożywczym przy grafiku-heavymetalowcu. Podobała mi się też malowanie sobie pojedynczej brwi. Aha i jeszcze grafika na zakończenie powstała nieco wcześniej i właściwie miała być sama w sobie komentarzem do całej poronionej idei Eska Fit, ale pomysł rozwinął się do takiej formy jaką można zobaczyć na youtube. Przy tworzeniu tego obrazka przejrzałam kilka stron ze zdjęciami striptizerek w naprawdę bardzo różnych, dziwnych pozycjach (nawet ściągnęłam parę fotek), co było nieco krępujące zwłaszcza, że robiłam to przy moim mężu... Więc rzeczywiście, mimo że sam filmik zrobiłam ostatecznie w 2 dni, to wszystko związane z tworzeniem go trwało trochę dłużej. 

I jeszcze jedno. Wiem, że słowo "filmik" jest zakazane w gronie youtuberów, ale jak chcesz to cholerstwo inaczej nazywać? Kiedy przesyłaliśmy sobie linki na gadu (czy ktoś tego jeszcze używa?), pokazywaliśmy sobie "filmiki". Ta nazwa towarzyszy mi od kiedy wiem o istnieniu youtuba. Jest ze mną od czasów zanim ludzie przetłumaczyli sobie facebooka i zaczęłi wrzucać rzeczy na "łola" (co za durna nazwa) i "szerować" (ja pierdole!) różne rzeczy. Czy potrzebujemy jakiejś bardziej wysublimowanej nazwy? Ja robię filmiki. Dobranoc

wtorek, 2 września 2014

Nie ma się co wstydzić, trzeba to uwidzić

.. albo uwidzieć, jak się mówi w moich rodzinnych stronach, ale wtedy by się nie rymowało. Kolejna paranoja ujrzała światło dzienne, albo raczej nocne za pośrednictwem jutuutuutuutut tuut-bowego kanału. Nie nalegam, ale że dobrej promocji nigdy nie za wiele, wrzucam filmik tu:
i bardzo miło przyjemnie chętnie i bezwzględnie zapraszam do obejrzenia, bo nie może być inaczej. Nie mam się co za bardzo rozpisywać, zobacz to! Niech się dzieje co chce

Kuchnia jak z bajki, tyle że raczej nie z mojej.

Patrzę sobie w internety na inspiracje odnośnie wnętrz. Filmy pt.: “room tour”, gdzie znane osoby chwalą się posprzątanym mieszkaniem albo...